Wpisy

Sławomir Dudek. Dziennikarz, autor i miłośnik koni. Pracownik wydawnictwa Świat Koni. Od 2023 roku prowadzi blog slawomirdudek.pl.

Tak pisze o sobie, na swoim blogu:

„(…) Tak jak z pewnością u wielu ludzi, tak i w moim życiu, przypadek czy splot wielu naraz okoliczności kształtowały moją teraźniejszość oraz przyszłość. Niczym w życiu Witka Długosza, bohatera filmu Krzysztofa Kieślowskiego pt „Przypadek”, tak i u mnie los splatał moją ścieżkę ze ścieżką innych ludzi i z wydarzeniami, które wyznaczały kolejne ważne chwile mojego życia.

Pierwszy taki moment, który pamiętam, to próba zapisania się 6 kumpli z klasy 6 SP 124 w Łodzi do sekcji strzeleckiej działającej przy LOK Łódź (ojciec jednego z nas był działaczem LOK).

Tomek ustalił ze swoim ojcem termin i pewnego późnojesiennego wtorku 1970 roku grupa 6 buńczucznych nastolatków wybrała się tramwajem na ul. Piotrkowską. Wyobraźnia rysowała w naszych głowach (a przynajmniej w mojej) obrazy „snajperskich” dokonań na zawodach w kraju i za granicą, nie wyłączając IO czy MŚ.

Uniesienia te jednak prysnęły jak mydlana bańka po twardym zderzeniu z rzeczywistością, kiedy to w sekretariacie (chyba to był sekretariat) indagowani przez grupkę około 10 „starszych” o powód naszej wizyty wydukaliśmy, że chcemy zapisać się do sekcji strzeleckiej. Ich gromki śmiech zrzucił nas ze szczytu strzeleckiego Olimpu w otchłań Hadesu zwątpienia w jakikolwiek sens życia. „Dzisiaj dyżur ma sekcja żeglarska, a nie strzelecka. W tym tygodniu strzelców już nie będzie” – słowa te brzmiały dla nas gorzej i groźniej niż wyrok śmierci. Ze spuszczonymi głowami wyszliśmy całkowicie załamani, noga za nogą schodziliśmy z 1 piętra na dół marmurowymi schodami pięknej klatki schodowej.

I tutaj los pokazał swoje przewrotne oblicze. Wyskoczył za nami około 40-letni facet i zapytał, czy w takim razie nie zapisalibyśmy się do tej sekcji żeglarskiej. Szczerze mówiąc, nie był to dla nas wtedy jakikolwiek ekwiwalentem za olimpijskie medale w strzelectwie! Bo czy można kumplom, a przede wszystkim dziewczynom, z klasy 6 SP zaimponować jakimś tam żeglarstwem? Na tamtą chwilę szczerze w to wątpiłem.

A jednak pomimo tych wątpliwości oraz dzięki fenomenalnemu podejściu pana, który nas cofnął (Biedrzyckiego? – pamięć jednak zawodzi), wróciliśmy wszyscy do domów z deklaracjami członkowskimi, które nasi rodzicie mieli podpisać, jako, że byliśmy przecież wtedy niepełnoletni.
Gdyby nie było wtedy tego gościa, gdyby nie pobiegł za nami, ominęła by mnie pewnie moja fascynacja żeglarstwem i piękny kawałek mojego życia.

Kolejnym przypadkiem kiedy los pokierował moim życiem było podjęcie pierwszej pracy w roku 1978. Zakładowy Ośrodek Informatyki w ZEŁ-M na ulicy Tuwima. Konserwator komputera Odra 1305. Jednym ze starszych kolegów, z którym przegadałem wiele przerw śniadaniowych i nie tylko był Heniek Błaszczyk. Heniek jeździł wtedy konno w ŁKJ w Łagiewnikach. Te śniadaniowe opowieści odkurzyły w mojej pamięci zasadzone w dzieciństwie marzenie o jeździe konnej. To samo poczucie wolności co na wodzie można przecież mieć dzięki koniom i na lądzie!

Chyba inaczej być nie mogło. Niebawem skończyłem dwustopniowy kurs prowadzony w ŁKJ i napisałem podanie o przyjęcie mnie w poczet członków ŁKJ. Po uzyskaniu poparcia dwóch członków (Heniek i Stachu Marchwicki) oraz rocznym oczekiwaniu, Zarząd pozytywnie rozpatrzył moje podanie. Był to chyba rok 1981.

Moja droga zawodowa toczyła się swoim rytmem. Niezbyt często zmieniałem miejsca pracy, ale jednak do roku 2006 uzbierało się 5 moich pracodawców. Po technicznej obsłudze dużego (dzisiaj byśmy powiedzieli mainframowego) komputera wraz z jego rożnymi peryferiami przyszedł czas pracy jako operator systemów informatycznych, zaopatrzeniowiec i serwisant innowacyjnego sprzętu jakim było EKG późnych potencjałów oraz składanie, obrót oraz serwis sprzętu klasy PC. Potem był handel detaliczny oraz hurtowy podzespołami elektronicznymi a później akcesoriami i częściami do telefonów komórkowych.

Kiedy ta ostatnia aktywność padła, stanąłem przed dylematem jaki kierunek wyjazdu z kraju wybrać. Los jednak znowu miał swoją wizję mojej przyszłości. W maju 2005 roku na rynku wydawniczym pojawił się nowy tytuł, miesięcznik Świat Koni przeznaczony dla miłośników koni i szeroko rozumianego jeździectwa. Od pierwszego numeru znajdowały się w nim moje teksty. I tak rozważania o wyjeździe zakończyła oferta stałej pracy dla ŚK, którą złożył mi właściciel tytułu, Robert Pytliński. Po naradzie z żoną, postanowiliśmy z niej skorzystać.

Po ponad 16 latach, przyszedł jednak dzień, w którym moja wspólna ze ŚK droga się skończyła.
Czas więc na nowe wyzwania. Jednym z nich jest ten blog, na którym znajdziecie teksty dotyczące głównie jeździectwa, ale nie tylko.”


Publikacje w PCBJ:

Długoletniego pracownik naukowego Instytutu Zootechniki, wybitny specjalista w zakresie hodowli koni.

Śp. dr n. rol. Stanisław Deskur, był nie tylko osobą zasłużoną dla polskiej hodowli koni, ale także posiadając szeroką wiedzę historyczną, uczestnikiem szeregu inicjatyw edukacyjnych. Mieliśmy zaszczyt i przyjemność współpracować z Panem Doktorem przez ostatnie kilka lat, przy okazji realizacji inicjatyw Legendy Polskiego Jeździectwa i Polska Cyfrowa Biblioteka Jeździecka.

Urodzony 8 listopada 1927 r. w Sancygniowie, przeżywszy 94 lata, zmarł 12 września 2021 r. w Krakowie.


Publikacje w PCBJ:

Działacz jeździecki, dziennikarz, ostatni z założycieli pisma „Koń Polski”.

Z Polskim Związkiem Jeździeckim był związany od roku 1955, kiedy to wszedł w skład zarządu Sekcji Jeździeckiej działającej przy Głównym Urzędzie Kultury Fizycznej. Komórka ta nadzorowała odradzający się sport jeździecki w Polsce i była odpowiednikiem PZJ. Ten ostatni formalnie został reaktywowany dopiero na fali popaździernikowej odwilży, w 1957 roku. Wówczas Witold Domański został wybrany do zarządu PZJ i zasiadał w nim przez kilka kadencji, aż do roku 1969.

Potem jego związki z jeździectwem byty mniej formalne, ale jeszcze do 2004 r. działał w Kapitule Odznaczeń PZJ. Sam został w 2002 r. odznaczony Wielką Honorową Złotą Odznaką PZJ.

Starsi miłośnicy jeździectwa pamiętają Witolda Domańskiego jeszcze z dwóch innych ról. Z racji znajomości języków obcych, w latach 50. i 60. często pełnił rolę szefa ekipy podczas wyjazdów polskich zawodników na zawody zagraniczne. Z tych samych względów często bywał spikerem na zawodach międzynarodowych rozgrywanych w Polsce.

Ponad 20 lat był związany z „Przeglądem Sportowym”. Etatowym pracownikiem tej gazety był w latach 1956-1975, ale po przejściu na emeryturę jeszcze długo z nią współpracował. Przez wiele lat był de facto jedynym dziennikarzem w Polsce zajmującym się sportami konnymi i znającym się na nich. Ale był znawcą nie tylko jeździectwa. Przez wiele lat zajmował się także hokejem na lodzie, zarówno jako dziennikarz, jak i działacz. Przez kilka kadencji był w zarządzie Polskiego Związku Hokeja na Lodzie i piastował różne funkcje, z sekretarzem generalnym i wiceprezesem tego Związku włącznie.

Szczególne związki łączyły Witolda Domańskiego z „Koniem Polskim”. Był jednym z założycieli tego pisma. Należał do grupy inicjatywnej, która pod wodzą generała Ksawerego Floryanowicza, ostatniego dowódcy 1. Warszawskiej Dywizji Kawalerii, „wychodziła” pozwolenie na wydanie jednorazowego wydawnictwa. Zostało ono z inicjatywy Witolda Domańskiego nazwane „Koń Polski”. Tę historię red. Domański barwnie opisał na 35-lecie pisma (KP nr 1/2001). Tak zwany numer zerowy KP ukazał się w 1965 r., a nad jego przygotowaniem i wydaniem czuwał czteroosobowy komitet redakcyjny z Nim w składzie. Gdy od 1966 r. „Koń Polski” zaczął się ukazywać regularnie, red. Domański przez wiele lat zasiadał w komitecie redakcyjnym (1966-1972), a także zasilał go swoimi tekstami. Z czasem Jego związki z KP się rozluźniły, ale autorem pozostał prawie do końca. W latach 90. KP drukował Jego „Historię jeździectwa” (40 odcinków!), a ostatni większy tekst ukazał się w roku 2002 (KP nr 4) pod wszystko mówiącym tytułem „Z płk. Karolem Rómmlem niedokończone rozmowy”.

Dlaczego „wszystko co końskie, nie było obce” Witoldowi Domańskiemu? Odpowiedź na to pytanie leży w przedwojennej przeszłości. Był bowiem zawodowym oficerem artylerii. Po śmierci matki porzucił studia na Politechnice i zaciągnął się do wojska. Wybrał podchorążówkę artyleryjską w Toruniu, a po jej skończeniu służył w 26. Pułku Artylerii Lekkiej (PAL) w Skierniewicach. Jak każdy podchorąży tej broni musiał się nauczyć jeździć konno. Jeszcze w podchorążówce, jak i później, podczas służby w pułku, miał konia służbowego, ale miał i sportowego, na którym brał udział w konkursach hipicznych.

Po wybuchu wojny w 1939 r. 25-letni wówczas podporucznik przeszedł ze swoim PAL-em szlak bojowy, który zakończył się bitwą nad Bzurą. Za udział w niej został odznaczony Srebrnym Krzyżem Orderu Virtuti Militari.

19 września trafił do niewoli niemieckiej. Następnych 5 lat spędził w oflagach, większość w Woldenbergu (dziś Dobiegniewo). Nie zmarnował tego czasu. Postanowił się uczyć języka angielskiego, co potem bardzo mu się przydało w życiu.

W 1945 roku, po ewakuacji obozu uciekł z kolumny marszowej i wrócił do Warszawy. Zgłosił się do wojska i służył w 59. zapasowym pułku artylerii w Toruniu. Jednak Jego postawa (prawdomówność) oraz ziemiańskie pochodzenie spowodowały, że został z wojska usunięty już w lutym 1946 r. Być może to pozwoliło Mu uniknąć gorszego losu, jaki spotykał przedwojennych oficerów w Ludowym Wojsku Polskim w latach 1949-56. Swoje wojskowe losy barwnie opisał w książce „Z koroną i bez”, którą kilka lat temu wydała Oficyna Wydawnicza Ajaks.

Po zdjęciu munduru chwytał się różnych zajęć. Był m. in. nauczycielem angielskiego i matematyki w szkole rolniczej, inspektorem w Ministerstwie Rolnictwa, redaktorem PWRiL-u. Już w 1948 r. chciał zostać dziennikarzem, jednak ankieta personalna (siostra w Argentynie, brat w Londynie, gdzie został po rozwiązaniu oddziałów gen. Maczka), sprawiała, że Jego starania były odrzucane. Dopiero po odwilży w 1956 r. został przyjęty do „Przeglądu Sportowego”.

Jakim człowiekiem był Witold Domański? Przede wszystkim pogodnym, życzliwie nastawionym do innych, wiecznym optymistą. Był bardzo towarzyski, całe życie udzielał się na różnych polach, m.in. w ostatnich latach działał w Stowarzyszeniu „Woldenberczyków”. Kiedy choroba uniemożliwiła Mu mówienie, nie odseparował się od świata zewnętrznego. Porozumiewał się z nim pisząc. Do ostatnich dni pisał listy i wiele ich otrzymywał. O Jego towarzyskości świadczyła też liczba żegnających Go na cmentarzu. Salwą honorową pożegnało Go też wojsko.

Tekst na podstawie wspomnień Pana Marka Szewczyka
“Odszedł Witold Domański” (2008)


Publikacje w PCBJ:

Amerykanistka, dr hab. nauk humanistycznych, prof. nadzw. Uniwersytetu Łódzkiego.

Historyczka okresu późnokoloniałnego i wczesnofederalnego Stanów Zjednoczonych Ameryki. Zajmuje się także badaniem frontu wschodniego pierwszej wojny światowej, w tym głównie Operacji Łódzkiej, a także zjawiskiem rekonstrukcji historycznej.

Od 2009 r. prezes Polskiego Towarzystwa Historycznego, Oddział w Łodzi. Członek Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Historycznego, przewodnicząca Rady Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, członek Komitetu Głównego Olimpiady Historycznej. Autorka ponad 80 artykułów i książek.


Publikacje w PCBJ:

Wybitny znawca wyścigów konnych, wieloletni współpracownik „Konia Polskiego”.

Pierwszy raz trafił na wyścigi, przyprowadzony przez ojca, gdy miał 14 lat. Było to w 1921 roku, wtedy jeszcze na Torze Mokotowskim. Od tego momentu swoje życie związał z tym sportem konnym. Przez pewien czas był nawet menedżerem małej stajni wyścigowej. Jednak największą Jego pasją okazało się dziennikarstwo. Jeszcze przed wojną został sprawozdawcą wyścigowym gazety „Dobry Wieczór”.

Od 1930 roku, za namową profesora Jana Grabowskiego, rozpoczął stałą współpracę z „Jeźdźcem i Hodowcą”. Po wojnie osiadł w Łodzi i przez 26 lat pracował jako tłumacz filmowy, wykorzystując swą znajomość czterech języków obcych.

Do Warszawy przyjeżdżał na najważniejsze gonitwy, a o wyścigach pisywał sporadycznie do „Stolicy” i „Przeglądu Hodowlanego”. Gdy w 1965 roku zaczął się ukazywać „Koń Polski”, Henryk Danielewicz od początku stał się jego współpracownikiem i był nim do ostatnich dni swego życia. Pisywał zarówno o wyścigach zagranicznych i światowej hodowli koni pełnej krwi angielskiej, na których to zagadnieniach znał się wybornie, jak i o historii polskich wyścigów czy hodowli.

Zabierał także głos – w dyskusji o organizacyjnym kształcie współczesnych wyścigów w Polsce. Polskie Derby obejrzał 76 razy, co jest chyba światowym rekordem.

Opracował: Marek Szewczyk


Publikacje w PCBJ:

Absolwent Politechniki Śląskiej w Gliwicach.

Zajmował się hodowlą i użytkowaniem koni w Afganistanie, Kirgizji, Peru, Boliwii, Meksyku, USA.

Instruktor w VI Pomorskiej Brygadzie Desantowo-Szturmowej.

Zaprzyjaźniony z takimi hodowcami i zawodnikami jak Roman Pankiewicz, Andrzej Krzyształowicz, Ignacy Jaworowski, Marek Trela, Jerzy Białobok, Władysław Guziuk i Artur Bober.

Pracował w stadninach w Austrii i Francji.


Publikacje w PCBJ:


Galeria:

Piotr Dzięciołowski – fotoreporter, dziennikarz. Pochodzi ze znanej warszawskiej rodzinny dziennikarzy. Jego ojciec był współtwórcą „Expressu Wieczornego” i współautorem telewizyjnego Wielokropka, matka recenzentką teatralną w tymże „Expressie”, pomysłodawczynią tak znanych akcji jak Artyści dzieciom i plebiscytu Złota Maska.

Piotr Dzięciołowski kilka dekad zajmował się fotografią polityczną, dziś fotografuje przede wszystkim konie i ludzi sztuki. Całe lata pracował w prasie codziennej i periodykach. Przez blisko dwadzieścia lat był stałym współpracownikiem miesięcznika „Koń Polski”, w którym opublikował kilkaset artykułów i zdjęć. Jest redaktorem naczelnym portalu www.hejnakon.pl Ma na koncie nagrody, wyróżnienia oraz nominacje. Jest autorem kilkunastu wystaw indywidualnych, uczestniczył też w kilkudziesięciu zbiorowych. Napisał kilkanaście książek, wśród nich: Jur – o łączniczce Armii Krajowej; Nie był malarzem koni – o profesorze Ludwiku Maciągu; Wielki koniuszy polskiego filmu – o Tomaszu Biernawskim, specjaliście od filmowych koni, kostiumów, scen batalistycznych; moje FOTOMIGAWKI z prl… (album składający się z blisko 400 zdjęć i bogatych opisów). Fotografii poświęcił również swoją najnowszą książkę fotografował Przemek Wierzchowski.

O fotografii koni Dzięciołowskiego powstał album autorstwa artystki Ewy Jaworskiej Między czernią a bielą. Fotografie koni Piotra Dzięciołowskiego.

Tytuły książek Dzięciołowskiego związanych tematycznie z jeździectwem:

  • Koń to jest ktoś (2003)
  • Koń mi robił za kołyskę (2007)
  • Mistrzowie Polski (2010)
  • Przestrogi dla jeźdźców (2014)
  • Malują Rysują Rzeźbią KONIE (2018)
  • Wielki koniuszy polskiego filmu (2021)
  • Świat wyścigów – z Andrzejem Szydlikiem rozmowa niedługa (2022)

Zdjęcia zaledwie kilkunastu bohaterów jego artykułów i wywiadów:


Publikacje w PCBJ: